Jak powyżej widzimy, słowo “rzygać” ma 3 zastosowania: Formalnie oznacza “wymiotować”, a więc słowa te wzajemnie będą dla siebie stanowić synonim, np.: “Chyba jestem chory, rzygać mi się chce”, “Najadłem się wczoraj papryczek chili. Dzisiaj nic nie robię tylko rzygam”. Formalnie oznacza także wstręt do czegoś
Lekko mi się kręci w głowie co robić ? 2011-06-28 22:03:16 Boli mnie brzuch i chce rzygać 2017-02-28 21:27:34 Czemu po ćwiczeniach kręci mi sie w głowie i jest mi lekko niedobrze? 2017-08-29 13:20:09
Po co hakerzy włamują się na konta Facebooka? Co zrobić, jeżeli ktoś zhakował Twoje konto? 24.01.2023. Facebook jest nie tylko skarbnicą wiedzy na nasz temat, ale i bazą zaufanych kontaktów. Nic dziwnego, że cyberprzestępcy coraz częściej wykorzystują media społecznościowe do swoich celów.
Re: Jak zamknąć komputer stacjonarny za pomocą klawiatury? W Windows XP i starszych zamykało się ALT+F4 a następnie Enter. Generalnie ALT+F4 zamyka bieżącą aplikacją. Co zrobić gdy laptop HP nie chce się włączyć? Wykonaj reset sprzętowy. Odłącz wszystkie urządzenia peryferyjne oraz wszystkie urządzenia USB i karty pamięci.
A ja mam w dupie: czy Wałęsa coś podpisał, mnie się chce rzygać. To, co ta ekipa robi jest moralnie obrzydliwe . Ludzie, którzy na każdym kroku przywracają komunizm, tylko pod inna nazwą, opluwają najwartościowszych ludzi, największych polskich bohaterów, bredząc przy tym o „godności narodu polskiego”.
Odpowiedzi. To może lepiej weź się zdrzemnij chodź by na 2 godziny. Ustaw sobie budzik czy niech cię ktoś obudzi po tych 2 godzinach. Jeśli nie masz czasu zasnąć, albo z jakiejś tam przyczyny nie chcesz to może wybierz się na jakiś spacer, albo pobiegaj. Poćwicz czy coś. Powinnaś sie chociaż trochę rozbudzić. Zobacz 4
iYYQ. Zespół z Lipska jest w tym roku uczestnikiem Ligi Europy, do której spadł z Ligi Mistrzów. W 1/8 finału Niemcy mieli zagrać ze Spartakiem Moskwa. Rywala poznali już po ataku Rosji na Ukrainę, ale początek wojny im absolutnie nie przeszkadzał w ogłoszeniu, że "sport powinien być neutralny, a konflikt rosyjsko-ukraiński nie powinien mieć wpływu na rozgrywki". Trudno ocenić, co było bardziej żałosne: puste hasło, że sport powinien być neutralny czy nazwanie brutalnej wojny "konfliktem".Zobacz także: Przewidział "wojnę światową Putina". Przekonuje, jak ją zakończyćOstatecznie UEFA wyrzuciła na szczęście rosyjski klub z rozgrywek, więc RB Leipzig dostało w prezencie awans do ćwierćfinału. I tutaj szefowie zespołu z Lipska ponownie pokazali swoją obrzydliwą twarz. A firmował ją prezes zarządu niemieckiego klubu Oliver pytanie, czy premię od UEFA za awans z automatu do ćwierćfinału nie chciałby przeznaczyć na ofiary wojny w Ukrainie, Mintzlaff stwierdził: – Rzygać mi się chce, jak słyszę takie sugestie. Ci, co od nas oczekują, że przeznaczymy premie od UEFA na ofiary wojny, najpierw niech sami coś zrobią. Obcy ludzie nie będą mi mówić, co mamy zrobić za naszymi pieniędzmi – powiedział działacz w środę wieczorem, przy okazji meczu Pucharu Niemiec Hannover 96 – RB Leipzig (0:4).Data utworzenia: 3 marca 2022, 15:37Masz ciekawy temat? Napisz do nas list!Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.
Piszę ten wątek po to, żeby wyrazić swoje niezadowolenie. Mam 30 lat, z czego od 10 pracowałem, trochę fizycznie, trochę umysłowo. Od ponad roku nie pracuję, po prostu mi się nie chce, logika mi nie pozwala. Staram się sam sobie wytłumaczyć i przekonać się do pracy ale nie umiem. Pochodzę z małego miasteczka, gdzie średnie zarobki są niskie. Oto czego doświadczyłem do tej pory w życiu w kolejności chronologicznej wraz z osiąganymi dochodami. 12h dziennie praca fizyczna - 2200 zł miesięcznie w moim mieście, brak czasu wolnego, 8h dziennie praca fizyczna 1700 zł + nauka (która kosztuje), brak czasu wolnego 8h dziennie średnio trudna praca umysłowa 1500 zł 8h dziennie + nadgodziny ciężka absorbująca praca umysłowa 2000 zł w moim mieście, po pracy brak sił na cokolwiek podobna praca w dużym mieście jak ta wyżej 3200 - 1800 mieszkanie. Koniec końców wróciłem do domu rodzinnego i nie pracuję i jest mi zajebiście wygodnie, jednocześnie smutno. Smutno mi bo w tym kraju nie opłaca się pracować. Samo chodzenie do pracy generuje dużo większe koszty niż gdy nie chodzę do pracy! I jeszcze ci pracodawcy, jak mają ci zapłacić 500 zł więcej to wymagają bóg wie czego za te marne 500 zł. Raz byłem w międzyczasie na 2 miesiące za granicą i przywiozlem 15000 zł, a teraz wydaję 600-800 zł miesięcznie i mam jeszcze oszczędności na następne pół roku. Nagle nie muszę wydawać na paliwo do pracy, na utrzymanie samochodu i jego naprawy, na nowe koszule do pracy (kocham moje dresy), okazjonalne kawki i jedzenie na mieście z kolegami z pracy itp. Dnie stały się bardzo długie, w końcu mam czas na czytanie, gotowanie, długie kąpiele, bieganie, rower itp. Jeszcze nie jestem na tyle bezczelny żeby iść po zasiłek, spokojnie, nie żyję za Wasze. Na wiosnę znów wyjadę na 2 miesiące i przywiozę sobie kasy na cały następny rok. Po co ja mam pracować, czy ktoś może mi podać rzeczowy argument? Mam dość pracy i jebania na pracodawców, którzy wiecznie "nie mają" albo "rozwijają firmę" biorąc kolejny niepotrzebny drogi samochód na pokaz w leasing, którego rata leasingowa przewyższa moje miesięczne wynagrodzenie. Szkoda życia i czasu, na te bzdety.
Odpowiedzi zwymiotuj i będzie ci lepiej :) blocked odpowiedział(a) o 22:10 blocked odpowiedział(a) o 22:10 wymiotuj,zrobi ci się od razu lepiej :p nic nie jedz ! i nie siedź przed kompem tylko się połóż ! Gorzkie herbaty lub coś . Sucha bułka/chleb no coś lekkiego wiesz.. Nie zwymiotujesz. Widać że Cię bardzo boli ponieważ kiedy człowieka coś bardzo boli to z bólu chce mu sie wymiotować. Weź jakieś krople żołądkowe i sie połóż spać :) odpowiedział(a) o 22:11 Jeśli nie zwymiotujesz będzie jeszcze gorzej przymuś się do tego bo inaczej niestety Ci nie przejdzie chyba że weźmiesz jakieś tabletki ale nie jestem pewna Idź do łazienki,pochyl się nad sedesem i zmuś się do tak zrobisz to od razu lepiej się poczujesz,a tak to możesz się do jutra męczyć. Dokładnie napij się jakieś herbaty najlepiej mięty,melisy,koperkowej NIESŁODZONEJ! I staraj się niczego "ciężkiego" nie langus55 odpowiedział(a) o 22:11 Wymiotuj o zrobi ci sie dobrze mniej brzuch cię będzie bolał i wgl. mieta jest dobra na przeczyszczenie żołądkaa weś krople żołądkowe, napij się herbaty(nie słodkiej, bo będzie cię mdlić i gorącej!), połóż się spać... odpręż się( wiem,że trudno, ale spróbuj). rzygaj i kur* będzie lepiej m8 ᕕ( ͡° ͜ʖ ͡°)ᕗ blocked odpowiedział(a) o 22:10 solis95 odpowiedział(a) o 22:10 idzesz do toalety nad klozet w kładasz 2 palce do gardla wyciągasz i wymiotujesz i jest wporżądku cos wjebalas pewnie ciezkiego na noc sie nie je>D!1 mÓJ BRAT TEŻ TAK TERAZ MA ! Igłor odpowiedział(a) o 22:12 Mi jak jest niedobrze to rozpalam grila w pokoju i robie kiełbasy Uważasz, że ktoś się myli? lub
Mój problem jest następujący. Mam 20 lat i straszny problem w kontaktach z matką. To, co się dzieje w moim domu, przechodzi ludzkie pojęcie. Ale zacznę od początku. Odkąd pamiętam, w moim domu zawsze były awantury. Nie to, że moja rodzina jest jakaś z problemami (typu alkoholizm, narkomania itd.), bo jest to normalna, przeciętna rodzina. Matka pielęgniarka, ojciec inżynier. Duży dom. Zadbany. Ale brakuje tu tego ciepła rodzinnego. Od zawsze pamiętam, że matka o wszystko mnie obwiniała. Zawsze, kiedy kłóciła się z ojcem, to tylko mówiła: "Widzisz, co narobiłaś?! To Twoja wina! Wszystko przez Ciebie! Zadowolona teraz jesteś?!". Mimo że ja się nic nie odzywałam i nic nie robiłam w kierunku, żeby się kłócili. Nawet jak miałam 11 lat, to ciągle to słyszałam, że wszystko jest przeze mnie. Mało tego - jak byłam młodsza, to mnie biła. I to zawsze, kiedy na mnie krzyczała. Biła po głowie, po tułowiu, dosłownie wszędzie... Ciągle tylko słyszę, że "ciągle kłamie", "jesteś kretynem, downem, idiotką", "nic nie potrafisz zrobić", "do niczego się nie nadajesz...". Kiedy skończyłam 16 lat, popełniłam kilka błędów "młodości". Tzn. wpadłam w towarzystwo, które nie odpowiadało moim rodzicom. Ale nigdy w życiu nie popadłam w jakieś branie narkotyków, bójki, nadmierne picie alkoholu czy coś jeszcze innego... A mimo to potrafiłam też usłyszeć od matki, że "się puszczam". Strasznie mnie bolały - i bolą do tej pory - takie słowa słyszane od własnej matki. Zaczęłam odnosić wrażenie, że jestem dla nich problemem. Później, im byłam starsza, to zaczęło się robić coraz gorzej... Awantury nie ustają. Ba, teraz nawet są o wszystko. O to, że nic nie robię w domu, że źle ułożę bluzkę w szafie, że źle pokroję warzywa czy coś, że to, że tamto. Ogólnie - same głupoty i mało istotne rzeczy. Nie jest tak, że nic nie robię w domu. Jak tylko mam czas, to sprzątam, prasuję, gotuję, wychodzę z psami na spacer. Ogólnie robię to, co matka chce, ale nadal jest źle. Nie wiem już, co mam robić, żeby w końcu mnie doceniła. Ostatnio ciągle słyszę, że mam się wyprowadzić, bo ona "już nie może na mnie patrzeć", albo że "jej się rzygać chce, jak mnie widzi". Że jestem "psychiczna i zgrywam wielka damę". Ciągle tylko mówi, że jestem wredna, bezczelna i kłamliwa i że tylko jak coś od niej chcę, to jestem miła. Że dom, w którym mieszkam, nie jest mój, tylko rodziców, i nic w nim do mnie nie należy. Ja tu po prostu tylko mieszkam. Traktuje mnie jak dziecko. I zawsze, kiedy jej mówię, że mam już 20 lat i nie potrzebuję aż takiej kontroli jak 10 lat temu, to słyszę: „może i masz 20 lat, ale rozum masz 10-latki”. Jak chcę gdzieś wyjść ze znajomymi, to zaraz jest milion pytań: "gdzie? z kim? co będziemy robić? o której będę?". Jest mi głupio, że w wieku 20 lat muszę się pytać rodziców, czy mogę wyjść na dwór ze znajomymi, czy mogę iść do klubu, czy to czy tamto… Pieniędzy (kieszonkowego) nie dostaję w ogóle, bo matka twierdzi, że "nie zasługuję na to, bo wydałabym wszystko na głupoty". A ja jednak mam swoje potrzeby, tylko że jej to nie interesuje. Każe mi iść do pracy, co w obecnej sytuacji jest niemożliwe, gdyż studiuje dziennie, a na weekendy tylko mało kto chce zatrudnić młodą osobę, zwłaszcza bez doświadczenia. Kiedy jej mówię, że potrzebuję np. na kartę do telefonu, to zaraz jest „idź i sobie zarób, chyba to jesteś w stanie zrobić". Ciągle mi tylko powtarza, że dopóki jestem na jej utrzymaniu i mieszkam w tym domu co ona, to mam robić to, co ona chce, i zachowywać się tak, jak ona sobie tego życzy. Nie potrafię z nią rozmawiać - właściwie to się nie da. Zawsze, kiedy próbuję rozmawiać z nią, to zaraz unosi się krzykiem i mówi "zamknij mordę i nie mów do mnie takim tonem". To boli. Najgorszy problem chyba jest z moim chłopakiem. Ona go nie lubi. Zawsze po jego wizycie w moim domu mam awanturę. Matka mówi, że nie życzy sobie, żeby on tu przychodził, że jest chamem, palantem, debilem itd. Nie chce, żeby przychodził, dlatego że według niej on robi bałagan, ale nie mam pojęcia, w jaki sposób, skoro siedzimy cały czas u mnie w pokoju i nigdzie po domu się nie ruszamy. Nie chce, żeby przychodził do mnie - ja do niego też nie mogę chodzić. Bo jej się to nie podoba. Nie akceptuje go, chociaż to jest normalny chłopak. Uczy się w technikum, w tym roku ma maturę, chce iść na studia. Ale jej się nie podoba. Ogranicza mi czas spotkania z nim do godziny 21. W tygodniu nie mogę się z nim spotykać z powodu studiów. Widzimy się średnio co 2-3 dni na kilka godzin. Potrzebuję pomocy, bo nie wiem, co mam robić. Ja w tym domu nie mam własnego życia. Jestem traktowana jak mała dziewczynka. Chcę się wyprowadzić, ale nie poradzę sobie, studiując dziennie, a matka na pewno nie będzie mi dawała pieniędzy na życie, mimo że musi mnie utrzymywać, dopóki się uczę. Mam już tak zniszczone nerwy i psychikę przez nią, że jestem w tej chwili wrakiem człowieka. Co ja mam robić? Proszę o pomoc! KOBIETA, 20 LAT ponad rok temu
O problemach Baborówka – z jego sympatycznymi mieszkańcami Dworcowa to jedna z głównych ulic Baborówka. Łączy stary i nowy dworzec z centrum wioski. Zadbane posesje po obu stronach, ze starannie utrzymaną zielenią, przypominają raczej podmiejskie osiedle, niż typowo rolniczą wieś. Dysonansem jest nawierzchnia Dworcowej – nierówna, spękana, pełna łat. Prawdziwą jednak zmorą jest kanalizacja burzowa. – Jeszcze jak był Grabowski burmistrzem, to jako tako było – mówi mieszkanka, Teresa Solarz. Z sołtysem Baborówka, i zarazem radnym gminnym, Jerzym Najderkiem umawiamy się na słynnym węźle przesiadkowym. Od czasu styczniowej wizytacji samorządowców nic się tu nie zmieniło. Węzeł nadal straszy. Chociaż… Jest jedna zmiana! Wyprostowano staranowany przez samochód znak drogowy. Dobre i to. Problem z burzówką i nawierzchnią – Problem ciągnie się od wielu lat. Kiedyś, pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy kładziono asfalt na gruntową wówczas Dworcową, zrobiono tutaj kanalizację – mówi sołtys. – Ta kanalizacja schodzi się na środku ulicy i przechodzi przez prywatną posiadłość państwa Fechnerów i Chlebków, aby połączyć się z rowem w parku. Niestety, burzówka bywa niedrożna, po ulewach mamy podtopienia. Jerzy Najderek podkreśla, że wioska od lat walczy o remont i kanalizacji burzowej, i nawierzchni Dworcowej. – Jak widać nawierzchnia nie jest taka, jaka powinna być. Teraz, kiedy te dziury są załatane – wprawdzie prowizorycznie, ale jednak – to jakoś wygląda. Ale jakbyśmy przyjechali tu w zeszłym roku, to było strasznie. Sam pan Roman Białasik, kierownik inwestycji w magistracie, jadąc tędy na objazd dróg wpadł tutaj w dziurę! I sam powiedział, że o mało nie uszkodził sobie samochodu – wspomina sołtys. – Walczymy o tę drogę od 2010 roku. Piszemy pisma, jako sołectwo, i na to gmina odpowiada, że inwestycja „zostanie uwzględniona w propozycjach do budżetu w latach następnych”. I tak w każdym piśmie. Tylko jakoś te „lata następne” nie następują. – Coś ten burmistrz Kaczmarek chyba pana radnego nie lubi… – komentuje redaktor Waldemar Górny. Sołtys-radny Jerzy Najderek śmieje się i otwiera pękatą teczkę wypełnioną korespondencją sołectwa z urzędem miejskim. Jest tego sporo. – O, tu na przykład mamy pismo z 2019 roku – pokazuje. – Wnioskujemy o nową nawierzchnię Dworcowej i Leśnej. W 2020 roku mieszkańcy złożyli petycję (83 podpisy) prosząc o odbudowę infrastruktury drogowej na całym odcinku Dworcowej, budowę sieci skutecznie odprowadzającej wody deszczowe, naprawę nawierzchni na całej długości ulicy i wreszcie budowę szlaku komunikacyjnego dla pieszych, rowerzystów i samochodów na odcinku od starego dworca do nowego peronu. Jaką otrzymaliśmy odpowiedź? Łatwo się domyślić! Zaraz, zaraz, gdzie ona jest… Jest! No więc pisze wiceburmistrz Wachowiak: „Uprzejmie informuję, że z uwagi na ograniczone środki finansowe przebudowa ulicy Dworcowej zostanie uwzględniona w projektach budżetu w latach następnych”. N a s t ę p n y c h! Ha, ha, ha… – Czyli spychologii ciąg dalszy – zauważa redaktor Górny. – Tak. A tu mamy odpowiedź od przewodniczącego rady Pawlickiego: „Z uwagi na ograniczone środki finansowe…” itd., itp. (śmiech). Cały czas na postulaty wioski gmina odpowiada, że owszem, będzie, ale w „latach następnych”. – Ale te lata już dawno minęły – stwierdzamy. – Minęły, mijają i będą chyba jeszcze następne – zgadza się z nami pan Jerzy. „Chciałem sprawiedliwie” – Powiem tak – kontynuuje sołtys – nie chciałem wykorzystywać sytuacji, kiedy w poprzednich kadencjach byłem radnym należącym do ugrupowania mającego większość w radzie miejskiej. I mogłem zrobić „lalunię” z Baborówka. Ale chciałem sprawiedliwie, równo, żeby wszyscy mieli coś zrobione w swoich wioskach. Teraz bym postąpił inaczej. O, i tak wygląda nasza ulica Dworcowa… Na przykład rowerem to się po niej jeździ kiepsko – pokazuje. Idziemy z władzą, czyli sołtysem, w kierunku centrum Baborówka. Po paru chwilach dochodzimy do wyraźnego obniżenia terenu. To tu po ulewach gromadzi się woda. Asfaltowa nawierzchnia składa się głównie z łat, a studzienki kanalizacyjne zasypane są dokumentnie piachem. Zresztą piachu na Dworcowej jest mnóstwo, grube zwały zalegają przy krawężnikach. Widać, że zamiatarka „komunalki” nie zagląda do Baborówka. – To jest masakra jak wygląda ta ulica po jazdach ciężkich ciężarówek ekip remontujących linię kolejową – włącza się do rozmowy Ewa Wierzbicka, zasiadająca w radzie sołeckiej. Akurat wybrała się z wnukami na spacer. – Ja kiedyś pracowałam w Rokietnicy. Kiedy na terenie gminy była budowana obwodnica Poznania, to przychodzili pracownicy wykonawcy, oglądali zabudowania, ludzie zgłaszali szkody, popękane w efekcie robót mury i były odnawiane nawierzchnie dróg. Oni to wszystko naprawiali w ramach inwestycji, czyli budowy obwodnicy. A u nas? Naprawiają… Tak naprawiają, że na te dziury w ulicy narzucają asfaltu, przyklepią łopatą i jazda dalej. To jest taka naprawa na pięć minut. Tutaj jeździły 26-tonowe ciężarówki – po drodze, która przecież nie jest przystosowana do takich obciążeń… – Antek, stój! – pani Ewa strofuje wnuka, który postanowił nieco się usamodzielnić korzystając z faktu, że babcia rozmawia z redaktorami. – …Droga jest w katastrofalnym stanie. Mieliśmy ładną drogę i nie mamy ładnej drogi – kontynuuje Ewa Wierzbicka. Gdzie jest gmina? – Rolą gminy jest chyba dopilnowanie firmy, która zniszczyła drogę, aby ją naprawiła – przypomina oczywistą oczywistość redaktor Górny. – I to powinno być zapisane w planie przebudowy linii kolejowej. Kwestie odszkodowań winny być zawarte w umowie przed rozpoczęciem inwestycji. Skoro kolej inwestuje w swoją linię i z naszej ulicy robi sobie drogę dojazdową do placu budowy, to powinna zadbać o te lokalne drogi, które wskutek tej przebudowy zostały zniszczone – stwierdza pani Ewa. Sołtys przypomina, że kwestie poruszone przez koleżankę z rady sołeckiej były omawiane na zebraniu wiejskim. Mieszkańcy domagali się od gminy, aby ta podpisała z koleją porozumienie o partycypacji w kosztach remontów zniszczonych dróg. – Nie wiadomo, czy gmina nie otrzymała od kolei jakichś pieniędzy z tytułu odszkodowania za poczynione zniszczenia… – zastanawia się Jerzy Najderek. Tymczasem do rozmowy przyłącza się kolejny mieszkaniec. Z posesji, którą wyróżnia pięknie kwitnąca glicynia, oplatająca okazałą tuję, wychodzi na drogę Laszek Czarnecki. Sprawy wioski panu Leszkowi nie są obce – w przeszłości pracował w radzie sołeckiej. – Już w 2010 roku pisaliśmy do burmistrza prosząc o remont Dworcowej i usunięcie przyczyny tego remontu, czyli złego odpływu wody z drogi – przypomina. I dodaje: – Tu jest niedokończona kanalizacja deszczowa, odpływ jest poprowadzony przez prywatną posesję do lokalnego rowu, który przecina park przy pałacu. On się, niestety, często zapycha. Obfite opady deszczu powodują, że jezdnia jest zalewana. A w okresie zimowym woda i mróz działa tak, że po dwóch tygodniach po naprawieniu drogi mamy stan, jak przed naprawą. – Bywało, że zalewało ludziom piwnice – dopowiada sołtys. Jerzy Najderek przypomina, że w czasach, kiedy funkcjonowały spółki wodne, to one dbały o drożność rowów, a teraz tę pracę wykonują w czynie społecznym mieszkańcy. Kratki się zapychają – Walczymy o poprawę sytuacji od dwunastu lat, ale chcę zaznaczyć, że problem istniał już wcześniej, bowiem ta burzówka powstała w końcu lat osiemdziesiątych – zaznacza Leszek Czarnecki (na zdjęciu z prawej). Sołtys zwraca uwagę na jedną jeszcze dolegliwość wynikającą ze złego działania kanalizacji i zbierającej się deszczówki na ulicy – ochlapywanie brudną wodą i błotem bardzo ładnych na ul. Dworcowej ogrodzeń posesji, w większości kutych. Denerwuje to mieszkańców troszczących się o schludny wygląd swoich posiadłości. Z kolei pan Leszek pokazuje dawno nieczyszczone kratki od kanalizacji – zapchane głównie piachem. – Można dzwonić, dzwonić, zgłaszać i… echo tylko słychać – żali się na służby komunalne Jerzy Najderek. Zatrzymuje się przy zasypanej piaskiem studzience. – To od niej idzie odprowadzenie deszczówki na posesję państwa Chlebków i dalej do parku. To tu jest największy problem – mówi. – Spójrzcie, ile łat jest na tej ulicy. I jakie roczniki to są! – mówi z lekką zadumą spoglądając na swoją ulicę pan Leszek. – Płyty na te chodniki zakupiło sołectwo. To myśmy je zakładali – uzupełnia sołtys podkreślając, że bez czynów społecznych ciągle trudno się obyć. Honorowy konserwator burzówki Stanisław Chlebek bez wątpienia zasługuje na tytuł Honorowego Konserwatora Burzówek Gminy Szamotuły. Za co? Za niemałe zasługi dla „komunalki”. Pan Stanisław widząc jakieś zgromadzenie przed bramą swojej posesji podszedł zorientować się w czym rzecz. – Podobno to pan jest operatorem burzówki na Dworcowej? – pytamy pana Stanisława. Czemu towarzyszy wesoły śmiech zgromadzonych. – Co mam zrobić… Trzydzieści lat tu mieszkam i trzydzieści lat czyszczę tę burzówkę – wyjaśnia Stanisław Chlebek. – Raz tylko przyjechało WUKO, bo tam kolega śp. teścia pracował, i to raz wyczyścili. Ale jak włożyli pompę do studzienki, no to poderwali wszystko i wszystko się zarwało, a ja potem musiałem betonować studzienki, żeby to wszystko jakoś działało. Było to jakieś piętnaście lat temu. – To z gminy nikt nie pofatygował się żeby tu przyjechać, nikt nie poczuł się w obowiązku naprawić panu szkodę, zwrócić koszty? – pyta zdumiony redaktor Górny. – W dobrej wierze uszkodzili studzienkę – mówi śmiejąc się pan Stanisław. – O, tutaj mamy najniższy punkt Dworcowej. Rura idzie od tej ulicznej studzienki z włazem na moją posesję. Na naszą uwagę, że pokrywy studzienki praktycznie nie widać spod łachy piasku zalegającego Dworcową, pan Stanisław wyjaśnia: – Powiem tak, co roku to sprzątałem, ale w tym roku stwierdziłem, że nie będę sprzątał! Bo w imię czego? Wszystko robi się samemu. Niech oni przyjadą chociaż raz w roku zobaczyć co tu się dzieje. Ale nie przyjeżdżają. Nasz rozmówca wspomina, jak to kilka lat temu postanowił oczyścić wylot rury kanalizacyjnej przechodzącej przez jego posesję oraz fragment rowu do którego rura jest wprowadzona. Ku swojemu zdumieniu dokopał się do oryginalnych, przedwojennych umocnień cieku wykonanych z trzciny. – Było to bardzo ładnie zrobione. Dokopałem się chyba do trzech metrów – opowiada. – Dobrze, że nie spadła ulewa, boby pan tam został… – żartuje redaktor Górny. – Tak by było – śmieje się pan Stanisław i dodaje, że powodowany ciekawością odkrył, iż do rowu wylewane były… stare, zużyte oleje. Pan Stanisław zaprasza do siebie. Prowadzi do ładnego ogrodu. Na tyłach domu, praktycznie przy samej jego ścianie, widać dużą metalową pokrywę. Gospodarz unosi blachę. Zaglądamy. Widać głęboką studnię od kanalizacji burzowej. Tej z Dworcowej. W przeciwieństwie do ulicznych, ta jest starannie utrzymana (w ogrodzie są trzy takie studnie). To do niej spływają wszelkie nieczystości z drogi. – I ja to muszę stąd wybierać. I jeszcze nie wiadomo gdzie to wywieźć… – mówi pan Stanisław. – To nie wie pan gdzie jest ulica – Świerkowa w Szczuczynie? – redaktora Górnego nie opuszcza dobry humor. – Kiedy budowano chodnik po drugiej stronie ulicy (w ramach budowy węzła przesiadkowego) to musiałem pilnować, żeby robotnicy nie płukali cementu i nie wlewali tego do burzówki, bo by ją tak zapaskudzili cementem, że nikt by już tych rur kanalizacyjnych, ceramicznych, nie doczyścił – relacjonuje Stanisław Chlebek. I puszcza wodze fantazji: – A może trzeba zatkać rurę i pokazać gminie co się wtedy stanie z wodą na ulicy? Gdybym studzienek nie czyścił, toby woda już dawno zalała Dworcową. – I piwnice na Dworcowej – dodaje sołtys. – Zresztą parę lata temu, po nocnych ulewach, piwnice były pozalewane. W odpowiedzi na naszą uwagę, że prezes szamotulskiego Zakładu Gospodarki Komunalnej wraz z burmistrzem powinni chyba przyznać dzielnemu mieszkańcowi tytuł Honorowego Konserwatora Burzówek Gminy Szamotuły, pan Stanisław pokazuje pismo jakie w ubiegłym roku jego teściowa wystosowała do gminy. Oraz odpowiedź na to pismo. Szamotuły to świat równoległy? W październiku 2021 roku Maria Fechner, teściowa pana Stanisława, zwróciła się z prośbą do burmistrza Włodzimierza Kaczmarka o likwidację słynnej odnogi burzówki przebiegającej przez rodzinną posesję: „W związku z planowaną inwestycją budowlaną, którą zamierzam przeprowadzić na mojej działce, wypowiadam użytkowanie rurociągu burzowego z ul. Dworcowej”. Pani Maria zasugerowała burmistrzowi poprowadzenie burzówki wzdłuż ulic Dworcowej i Leśnej w kierunku Szamotulskiej. Po czym dodała: „Inwestycję zamierzam przeprowadzić wiosną 2022 roku i od tego czasu kanał burzowy będzie niedrożny”. Co na to gmina? „Informuję, że odcinek kanalizacji deszczowej przechodzący przez działkę nr ewid. 33 (własność pani Marii – red.) posadowiony został co najmniej kilkadziesiąt lat temu, co oznacza, że Gmina Szamotuły nabyła służebność przesyłu dotyczącą w/w kanalizacji w drodze zasiedzenie” – napisał wiceburmistrz Dariusz Wachowiak. Po analizie odpowiedzi wiceburmistrza, sołtys Najderek i redaktor Górny zastanawiają się, czy Szamotuły to świat równoległy, czy może jednak stan umysłu? Pawlicki boi się burmistrza Żegnamy się z gościnnym panem Stanisławem i ruszamy w dalszy obchód Dworcowej. Za jedną z bram ujada ładny, czarno umaszczony pies. Akurat z tej posesji wychodzi pani Tereska. Prowadzi rower, pewnie planuje jakiś wypad. – Walczymy o tę drogę kupę czasu. Tu słów brakuje na to wszystko – mówi Teresa Solarz, kiedy słyszy od sołtysa o przedmiocie zainteresowania „Gazety”. – 36 lat tu mieszkam, no to coś na ten temat mogę powiedzieć – dodaje. I mówi: – Jeszcze jak był Grabowski burmistrzem, to jako tako było. Ale jak już przyszedł Kaczmarek, to bój się Boga! Tylko swoje, a dla Baborówka nie ma nic. Nie wiem, czy my jesteśmy z innej gliny ulepieni? – Bo wy mieszkacie przy pałacu! – szuka wyjaśnienia redaktor Górny. – Ale do tego pałacu nas nie wpuszczają – stwierdza pani Tereska. – Sami staramy się jakoś dbać o tę ulicę, ale teraz normalnie rzygać się chce – nie przebiera w słowach. – Ludzie mają eleganckie płoty porobione, to po deszczu wszystko pochlapane. – Ile razy dzwoniliśmy do Marka Pawlickiego, żeby tę ulicę wyczyścić? „Tak, tak, będzie” – słyszymy za każdym razem. I powiedz Tereska, co było… – dodaje sołtys Najderek. – Jak Teresa nie posprzątała, to nie było posprzątane. Może ten Marek Pawlicki nie jest taki zły, tylko on się burmistrza boi – wyjaśnia problem mizernej aktywności wiceprzewodniczącego rady miejskiej i jednocześnie pracownika „komunalki” pani Tereska. – Po co nam radny, który się boi burmistrza? Jest całkowicie nieprzydatny – wtrąca redaktor Górny. – O, Najderek to się nie boi! Jak zajdę do niego, to nigdy nie ma problemu. Taka jest prawda, nie będziemy się oszukiwać. Mógłby ten burmistrz już zakończyć… – kończy pani Tereska. Naszą uwagę, że już za rok będziemy mieli wybory samorządowe i okazję do wymiany gospodarza gminy, Teresa Solarz skomentowała filozoficznie: – Wie pan co, powiem panu tak szczerze – każdy miał dzieci… Ale jak weszło pięćset plus, to wszyscy idą głosować, bo… pięćset plus. Już nie będę rozwijać myśli. Rozumie pan? Marek Libera Po każdym deszczu na Dworcowej zbierają się kałuże. Przejeżdżające pojazdy rozchlapują je dewastując ogrodzenia posesji – Sam pan Roman Białasik, kierownik inwestycji w magistracie, jadąc tędy na objazd dróg wpadł tutaj w dziurę – opowiada sołtys
co zrobić jak chce się rzygać